?ZabytkiHistoriaZdjęciaGawędaŻydziLegendyLinkiAutorzy

wróć do GAWĘDA>>

Na początku II Wojny światowej

Niemcy nie pozwalali na wszelakie formy życia religijnego w obozach jenieckich. Jednak po klęsce pod Stalingradem, po niepowodzeniach na innych frontach zmienili te rygory i złagodzili, gdyż wielu Niemców znalazło się za drutami obozów na Zachodzie. W "Oflagach" i "Stalagach" znalazło się wielu artystów plastyków, którzy tworząc w prymitywnym materiale tworzyli "Groby Pańskie", które były arcydziełami. Z papieru, z kartonów budowano groby Chrystusa przypominająca ten w Jerozolimie wykuty w skale. W jednym z obozów jenieckich żołnierze polscy urządzili oryginalny "Grób Chrystusa, który składał się z pryczy żołnierskiej, na której musieli spać żołnierze. Na niej leżało umęczone Ciało Chrystusa wykonane z gipsu, gliny, cementu i pomysłowo zakolorowane. Ciało Umęczonego Chrystusa było przykryte zwykłym żołnierskim płaszczem podziurawionym kulami, z plamami krwi umierającego żołnierza. Ta prostota grobu przemawiała bardzo plastycznie. Chwytała za serce i duszę oraz wyrażała cierpienia żołnierskie i Narodu. Te Misteria często wizytowało miejscowe niemieckie rzymskokatolickie duchowieństwo wyrażające podziw i uznanie dla polskiej twórczej myśli religijnej. Niemcy w okupowanej Polsce wszystko rekwirowali. Łącznie z żywnością. Oprócz stałych planowych rekwizycji zwanych "kontygentami" były i doraźne. Na wsi panował głód, a jeszcze większy w miastach. Dla pracujących tylko wprowadzano kartki żywnościowe z bardzo skromnym przydziałem małokalorycznym. W związku z rabunkami polskiej żywności stoły świąteczne w domach były bardzo ubogie. Nawet były wielkie trudności z zakupieniem jajek. Były trudności z wykonaniem pisanek. Kolorowano je domowymi sposobami. Najczęściej gotując w łupinkach cebuli. "Święcone" przynoszone do kościoła było bardzo skromne i symboliczne. Ono również wyrażało biedę okupacyjną. Niemcy z terenów wcielonych do III Rzeszy masowo wysiedlali Rodaków. Już w grudniu 1939r. przybyły pierwsze transporty do stacji Opoczno. Tych nieszczęsnych wyrzucano z wagonów na peron i pozostawiano bez opieki. Opocznianie przyjmowali ich do swoich domów. Byli biedni. Posiadali tylko to, co mieli na sobie. W czasie upływu wojny więcej przybywało takich bezdomnych Polaków i tak: z Jarocina przybyła liczna rodzina Wolińskich, z Poznańskiego rodzina Mazurków /głowa rodziny pedagog/, z Poznania rodzina Poznańskich, z Bydgoszczy rodzina Ciszewskich itp. Po upadku "Powstania Warszawskiego" w 1944r. przybyły liczne rzesze bezdomnych Warszawiaków. Opocznianie również podzielili się swoimi mieszkaniami. Przy stole wielkanocnym panował smutek były i łzy i ból, gdyż wielu członków zginęło podczas "Polskiego Września" l939r., wielu zamęczono w obozach i były zgłoszenia zgonów, wielu zastrzelono w egzekucjach ulicznych /egzekucja rodziny Stelmachów w Opocznie pod ścianą domu nr 50 przy ul. Piotrkowskiej/. Następnie wojenne losy wielu Opocznian były nieznane. Następnie każda minuta życia w okupowanym Kraju była niepewna. Zewsząd czyhało zagrożenie i utrata życia. Za wszystko grożono Polakowi śmiercią. Do ubogich stołów Opocznianie zapraszali Rodaków pozbawionych swoich domów. Dzielono się symbolicznie okruszkami jajeczka. Jedno musiało wystarczyć dla wielu oraz to co udało się zgromadzić w chacie. Była to plastyczna lekcja Ewangelii św. Była to lekcja miłości bliźniego w Chrystusie i to bardzo wymowna. Przy stole wielkanocnym zawsze życzono sobie, aby następna Wielkanoc była obchodzona już w wolnej Ojczyźnie. To było tylko nabożne życzenie. Po sześcioletnim oczekiwaniu stare odeszło a przyszło nowe. Stare znaliśmy a nowe dopiero mieliśmy poznawać. Okazało się ono również dla wielu, wielu niewysłowionym koszmarem i tragedią. W czasie okupacji w dawnym prezbiterium kościoła św. Bartłomieja, a dziś Kaplicy MBC urządzano "Grób Pański". Zasadniczą konstrukcję stanowił stary ołtarz z 1880r. /zbud. w Krakowie/ o cechach delikatnego baroku i w II pół. lat 50 naszego stulecia zastąpiony obecnym. Do budowy "Grobu Chrystusa" wykorzystywano gotowe przedwojenne elementy i długo używano je po zakończeniu działań wojennych. Była imitacja groty skalnej, do której wkładano Ciało Chrystusa, wyżej znajdowała się panorama Golgoty z trzema krzyżami, mnóstwo kwiatów, które wypożyczyli Opocznianie. Były nawet ptaki śpiewające umieszczone w klatkach ozdobnych. Grób gromadził wiernych z miasta i okolicznych wsi. Naprzeciw "Grobu Pańskiego", z boku po prawej stronie ustawiano starą szeroką i krótką ławę pomalowaną na kolor brązowy i liczącą ponad 100 lat /dziś stoi na końcu nawy głównej tuż przy kruchcie po lewej stronie pod filarem/. Na tej ławie przykrytej "pasiakiem opoczyńskim" położono duży drewniany krzyż z "Pasją", a obok srebrzystą dużą, okrągłą tacę. Urządzeniem tej Męki Pańskiej zajmował się długoletni i bardzo oddany kościelny śp. Franciszek Zięba /zam. ul. Moniuszki nr 26/. Osoby odwiedzające grób klękały przy tej oryginalnej "Męce Pańskiej". całowały ukrzyżowanego Chrystusa i na tacę kładły ofiarę pieniężną, która była przeznaczona na budowę kościoła /bryła architektoniczna była nie wykończona, a wewnątrz rusztowania/. Przy grobie śpiewano pieśni wielkopostne do godziny policyjnej /20.00/. Godzina policyjna obowiązywała do 6.00. Rezurekcja odbywała się bardzo tłumnie, ale z opóźnieniem z uwagi na godzinę policyjną. W czasie godziny policyjnej Niemcy posiadali prawo otwierania z broni ognia bez ostrzeżenia. Tak zginął burmistrz Opoczna śp. Ignacy Zakrzewski. Podczas II Wojny Światowej w Polsce i na terenie Ziemi Opoczyńskiej znaleźli się pod bronią żołnierze Armii Węgierskiej. Niemcy próbowali ich nastawiać i wykorzystywać przeciwko Polakom. Węgrzy nie przejawiali żadnej wrogości a jedynie manifestowali starą swoją przyjaźń do Polaków. Podczas walk z partyzantami byli obecni Węgrzy. Oni bez jednego wystrzału przepuszczali partyzanckie oddziały. Unikano walki. Zawsze rozchodzono się bez walki. Nawet Węgrzy dostarczali uzbrojenie. Wielu z nich popełniało dezercję powiększając szeregi partyzanckie. Niemcy przygotowując kwatery dla żołnierzy węgierskich wyrzucali z domów na ulicę całe polskie rodziny. Węgrzy, gdy dowiedzieli się odmawiali zajęcia tak przygotowanych kwater. Węgrzy byli bardzo religijni i w każdą niedzielę i święta w szyku zwartym, w paradnych mundurach maszerowali do Kościoła św. Bartłomieja. Dla nich była specjalna Msza św. o godzinie 9.00. Uroczyście obchodzili Wielką Noc w kościele św. Bartłomieja. Chłopcy w mundurach Armii Węgierskiej byli bardzo atrakcyjni i na Mszę św. o godzinie 9.00 podążało dużo dziewcząt. Ta Msza św. była również prawdziwą rewią mody okupacyjnej. Każda chciała i pragnęła być atrakcyjną. Śp. ks. prał. Władysław Gąsiorowski denerwował się i apelował, aby dziewczęta nie przychodziły do kościoła akurat na Mszę św. o godz. 9.00 a wybierały inne Msze św. Chęć podobania się Węgrom była silniejsza od słów proboszcza. Hitler zabronił Niemcom bywać na Mszy św. z Polakami, zabronił spowiadania się przed polskim duchownym. Duchowny polski nie mógł spełniać żadnej posługi religijnej wobec Niemców. Tak samo nie mogli duchowni Niemcy nieść swojej posługi Polakom. Niemcy ten rozkaz próbowali rozciągnąć na armię węgierską. Węgrzy nie chcieli słuchać Mszy św. odprawianej przez kapelana Wehrmachtu. Nie chcieli spowiadać się przed kapelanami Wehrmachtu, którzy znali język Węgierski. Prosili o wszelkie posługi religijne polskich księży. Na czas pobytu Węgrów w Opocznie mieszkał na "Plebani" zakonnik "Ojciec Filipin" znający mowę węgierską. On spowiadał i głosił kazania w języku ojczystym Węgrów. W "Dworku" Państwa Szymańskich w Ogonowicach (nr 160) mieszkało grono pedagogiczne, wśród którego była śp. Sitkowska. Kwaterowali też oficerowie węgierscy /sztab/. Oni urządzali z racji Świąt religijnych przyjęcia, na które zapraszali grono pedagogiczne. Miła i przyjacielska atmosfera przy stole wielkanocnym pozwalała zapominać o koszmarze okupacyjnym. Wśród oficerów węgierskich wyróżniał się oficer, a w cywilu śpiewak z "Radia Węgierskiego" w Budapeszcie. Często czynił użytek ze swojego pięknego tenorowego głosu. Na każde rozpoczęcie uroczystości Węgrzy wstawali przy stole na baczność i wspominany "śpiewak z Radia w Budapeszczie" Żygo Molnar śpiewał głośno w języku polskim nasz hymn narodowy, "Boże coś Polskę..." i inne pieśni patriotyczne, które okupant zabronił śpiewać. Potem śpiewano hymn węgierski i inne pieśni patriotyczne z węgierskiego repertuaru. Tam gdzie przebywali Węgrzy nie odważyli się wchodzić Niemcy. Węgrzy zawsze stawali w obronie Polaków. Ta obrona była skuteczna. Takim wzruszającym przykładem m.in. jest i taki fakt, iż lotnicy węgierscy odmówili bombardowania Warszawy w czasie działań powstańczych w 1944r. W lasach na terenie Ziemi Opoczyńskiej podczas obławy na partyzantów polskich Węgrzy zatrzymali żołnierza AK, kolejarza ze stacji Opoczno o nazwisku Bejm /wysiedlony z Poznania/ Niemcy zażądali, aby go wydali żandarmerii. Węgrzy odmówili. Powiedzieli Niemcom, aby poszli do lasu i tam jest ich dużo i mogą sobie pojmać. Zatrzymali go tak długo dokąd groziło mu niebezpieczeństwo. Potem w Opocznie w bezpiecznym miejscu (na ul. Partyzantów w pobliżu ul. Limanowskiego puszczono go wolno. Wśród żołnierzy węgierskich było dużo z mieszanych rodzin polsko-węgierskich z okresu Monarchii Austro-Węgierskiej. Było też i dużo Słowaków. Kontakty słowne łatwe. W Ogonowicach w domu Państwa Rożejów pod nr 187 kwaterowali podoficerowie, którzy nie ukrywali swojej niechęci do Niemców i wojny, do udziału w której zostali zmuszeni. Z okazji Święta Wielkiej Nocy odwiedził ich generał węgierski. Koło tegoż domu stała duża grupa Ogonowiczan. Generał piękną polszczyzną odezwał się: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Co słychać u Was moi kochani ludzie!" Wypytywał się o szczegóły życia okupacyjnego. Odjeżdżając życzył wszystkiego najlepszego. Węgrzy Święta Wielkiej Nocy spędzali przy jednym stole z Polakami. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w dniu 22.06.l94lr. Wehrmacht stacjonował w dzisiejszej Szkole Podstawowej Nr 2 im. Kazimierza Wielkiego. Przeciwlotnicy stacjonowali w Pałacu przy ul. Staromiejskiej 6 /dziś Urząd Miejski/. Stacjonowali również przy Pl. Kilińskiego w "Kamienicy Żurowskiego" /areszt dla oficerów/. Stacjonowali również i kapelani zarówno przynależni do Kościoła Rzym. Kat. oraz do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Korzystali z kościoła św. Bartłomieja, ale częściej korzystali z kościoła św. Marii Magdaleny na cmentarzu w Opocznie. Do Mszy św. rzym. kat. służył syn kościelnego śp. Franciszka Zięby. Korzystali z miejscowych szat liturgicznych i naczyń. Zachowywali się przyjaźnie, tj. wobec Polaków.
        Do ciekawości należy, iż kapelani nosili mundury oficerskie Wehrmachtu bez naramienników ze stopniami wojskowymi. Polacy nie znali tych mundurowych niemieckich subtelności i niechętnie do nich się odnosili mając ich za oficerów Wehrmachtu a nie duchownych. Wśród tych rzym. kat. kapelanów Wehrmachtu był młody Niemiec, który zaprzyjaźnił się z rodziną kościelnego Franciszka Zięby i często po południu odwiedzał ich dom, a przy okazji wypijano herbatę. W czasie wojny był to wyszukany przysmak. Idąc do Ziębów pod nr 26 przy ul. Moniuszki omijał posesję przy tej samej ulicy oznaczoną nr 21, gdzie stacjonowała niemiecka żandarmeria polowa. Powiadał: "ich lepiej omijać". Mieszkał nad Apteką przy Pl. Kościuszki. Przyjaźnił się z młodymi księżmi z Fary św. Bartłomieja. Przeżył wojnę, gdyż do Par. Rzym. Kat. św. Bartłomieja przychodziły jego listy z Niemiec będących pod okupacją aliancką. Święta zawsze spędzał w rodzinie śp. Franciszka Zięby. Bardzo często na polskie Msze św. przychodził do Fary św. Bartłomieja wysoki rangą oficer Wehrmachtu, który stacjonował w dzisiejszym Gmachu Szkoły Podstawowej Nr 2 im. Kazimierza Wielkiego. Prosił organistę śp. Bartuziego, aby dopuścił go do klawiatury prowizorycznego instrumentu czasowo zainstalowanego na czas budowy bryły kościoła św. Bartłomieja /nowej/. Cudownie odtwarzał utwory Bacha i Betovena. Był rozmiłowany w "fugach" Bacha. Nie bał się zakazu Hitlera, który zabraniał mu bywać z Polakami na Mszy św. Mówiono, że to "profesor ze szkoły muzycznej". Potem wyjechał na front wschodni. I Opocznianie już nie mogli słuchać cudownej religijnej muzyki. Niemiecki kapelan Wehrmachtu zawsze odprawiał Mszę św. z taką wielkopruską butą. Nie była u niego zachowywana pokora ewangeliczna. To raziło Polaków będących na tej Mszy św. W wspominanej Szkole Podstawowej Nr 2 stacjonował również bardzo skromny i dobry żołnierz szeregowy Wehrmachtu. Był to zakonnik wcielony w czasie wojny do wojska. Hitlerowscy oficerowie dokuczali mu i poniżali. W Święta i niedziele przydzielali mu poniżające prace. Nawet rozładowywał z pokorą wielką wagony kolejowe wypełnione węglem. Wolne chwile od służby i łaskawe ofiarowane przez hitlerowców spędzał w kościele św. Bartłomieja odprawiając ciche Msze św. Niósł swoją kapłańską posługę i Polakom. Przy ołtarzu zawsze był pełen pokory ewangelicznej. I Mszę św. sprawowane przez tegoż niemieckiego zakonnika w mundurze Wehrmachtu budowały duchowo Opocznian i podnosiły na duchu. Smutne Święta Wielkiej Nocy przeżywał wraz z Polakami. Przyjaźnił się ze śp. Antonim Firkowskim, który często służył do Mszy św. temuż Niemcowi. Potem zawsze mile wspominał tegoż niemieckiego kapłana, który wyjechał na front wschodni i nie powrócił już do Opoczna. Dzisiaj w Opocznie nikt nie pamięta tamtego czasu, grono Opocznian tamtego okresu odchodzi systematycznie do Boga.
        W pierwszym okresie wojny Niemcy byli bardzo butni, ale po klęsce pod Stalingradem, po klęskach na frontach świata, po silnych dywanowych bombardowaniach miast Niemieckich posmutnieli i poczęli przeżywać osobiste tragedie i dramaty, gdyż całe rodziny ginęły w czasie bombardowań. Wówczas szukali ciepła i przyjaźni w polskich domach a zwłaszcza kiedy zbliżały się Święta Wielkiej Nocy. Przynosili trudne do zdobycia artykuły żywnościowe, słodycze i prosili o wspólny świąteczny stół. Polacy nie zamykali się przed nimi. Zasiadali oni razem do stołu i głośno zapłakali i przeklinali wojnę wraz z Hitlerem. Żywo stoi w pamięci wzruszająca dla Niemców byłych żołnierzy Wehrmachtu, którym przyszło spędzać Święta Wielkiej Nocy w niewoli w Krakowie.
        Byli skoszarowani przy polskich koszarach. Wykonywali dla polskiej jednostki wojskowej różne prace /krawiectwo, zegarmistrzostwo itp./ Kiedy przyszły Święta Wielkiej Nocy polski kapelan wojskowy poprosił żołnierzy polskich, aby do stołu przyjęli żołnierzy niemieckich bodących w niewoli, a do niedawna wrogów. Prosił, aby podzielili się smakołykami świątecznymi, święconym jajeczkiem. Dusza słowiańska jest prawdziwie chrześcijańska i szybko zapomina doznane cierpienia i chętnie wybacza. Polscy żołnierze przyjęli ich chętnie do stołu. Zrobiono takiego "przeplatańca". Wymieszały się barwy mundurowe. Dzielono się jajkiem święconym i życzono wzajemnie zakończenia wojny i powrotu do domu. Wówczas wszyscy Niemcy głośno zapłakali. Nie byli bowiem przygotowani na takie prawdziwie chrześcijańskie, gesty. Oczekiwali od Polaków zwanych w propagandzie "podludźmi" najgorszego a spotykało ich najlepsze. I wszyscy w Dniu Zmartwychwstania Pańskiego tworzyli jedno Ciało Chrystusowe, gdyż dla Boga nie ma nacji. Wszyscy jesteśmy Jego dziećmi. Na pewno żyją gdzieś w Niemczech jeszcze pojedyncze osoby z Wehrmachtu, które przeżywały opisywaną Wielką Noc w dniu 1 i 2. 04. 1945r. w Krakowie. Ta lekcja przebaczania i miłosierdzia chrześcijańskiego na długo pozostała w pamięci właśnie wspominanych żołnierzy Wehrmachtu. Przez 6 lat straszliwej niemieckiej okupacji w obozach jenieckich, za drutami przebywało wielu żołnierzy Wojska Polskiego. Z okazji Świąt Wielkiej Nocy Niemcy łaskawie pozwolili do obozów przysyłać niewielkie paczki świąteczne. Żołnierze, których rodziny zamieszkiwały w Generalnej Guberni nawiązali korespondencję i od rodzin otrzymywali skromne paczki świąteczne. Najgorzej żyło się "za drutami" tym żołnierzom, którzy pochodzili z terenów wcielonych do III Rzeszy, gdyż ich rodziny wysiedlono do Generalnej Guberni. Oni stali się bezdomni i nie byli w stanie wysłać paczki żywnościowej. Podobnie żyło się żołnierzom pochodzącym z Polskich Wschodnich Kresów /Podole, Lwowszczyzna, Wołyń, Polesie, Wileńszczyzna itp./, gdyż na tych terenach przebywali Sowieci i zostały one wcielone do ZSRR. Niemcy zlikwidowali wszystkie polskie organizacje społeczne, a m. in. PCK. Pozwolono łaskawie, aby PCK funkcjonowało pod nazwą "Rady Opiekuńczej". W Warszawie znajdowała się Główna "Rada Opiekuńcza", a w Generalnej Guberni jej odpowiedniki. W Opocznie też istniała "Rada Opiekuńcza" bardzo prężna i ofiarna. Przed Świętami w wielu domach przygotowywano paczki świąteczne dla żołnierzy w obozach jenieckich. Suszono czarny chleb, placki z mąki okupacyjnej, wkładano odrobinkę tłuszczów /smalec, margaryna, masło, cebulę, czosnek, kilka cukierków/, list z kartą z życzeniami i zdjęcie od osoby wysyłającej paczkę. Starano się, aby każdy żołnierz posiadał "MATECZKĘ WOJENNĄ", która podtrzymywałaby go na duchu. Potem krążyła korespondencja. A po wojnie często wynikiem tej wojennej korespondencji było owocem małżeństwo. I w cieniu drutów obozowych też rodziła się miłość. Ona w każdej formie pochodzi od Boga i nie zna granic, narodowości i religii. Wspaniały to Dar Boży. W moim domu siostry: Maria, śp. Stanisława i śp. Helena również przygotowywały takie paczki na podobieństwo innych domów opoczyńskich i polskich. Żywo stoi mi w pamięci wydarzenia bardzo wzruszające do łez. Otóż rodzeństwo śp. Irena i Czesław Figur z ul. Dworcowej /dawny nr 2/ włączyli się do akcji zbierania darów do paczek dla żołnierzy Wojska Polskiego. Wędrowali wytrwale od domu do domu. Opocznianie niewiele posiadali, ale dzielili się swoimi ostatkami. Śp. Irena i Czesław Figurowie zawędrowali do niemieckiej restauracji dworcowej w Opocznie, którą prowadził autentyczny Niemiec; Antoni Teichert vel Tajchert. Przyjął on bardzo życzliwie rodzeństwo wspominane i polecił wydać z magazynu różne artykuły żywnościowe, a m.in. 1 kg słoniny. W tamtym czasie był to wielki skarb, gdyż Niemcy pozbawili Polaków wszelkich tłuszczów. Polacy zawsze chodzili głodni. Nikt nie znał uczucia sytości. Nawet w święta. Antoni Teichert vel Tajchert posiadał dobre niemieckie serce i tegoż nie krył. Niemcy często w pociągach przeprowadzali rewizje i aresztowania. Zatrzymanych przyprowadzali do restauracji po opuszczeniu pociągu i raczyli się alkoholami i dobrym jedzeniem, gdyż pasażerom pociągów rabowali żywność. Zatrzymani Polacy w czasie ich biesiady musieli stać twarzą do ściany lub siedzieć albo leżeć na podłodze kamiennej. Wówczas wspominany Niemiec - restaurator upijał Niemców, poddawał lepsze jedzenie, proponował zwolnienie zatrzymanych Polaków za dolary, gęsi, kaczki, jajka, masło itp. To były smakołyki bardzo łakome dla Niemców, gdyż w "Reichu" był system kartkowy i nie mogli najadać się do syta. Niemcy starali się dodatkowo organizować żywność i swoim rodzinom dostarczać różnymi drogami. Często udawało się wykupić taką drogą aresztowanych. Syn wspominanego; Radosław nie chciał służyć w Wehrmachcie i zbiegł do lasu. Został żołnierzem AK. Drugi syn Henryk umieszczony w specjalnej wojskowej szkole niemieckiej zbiegł na stronę Aliantów.
        Po wojnie, na terenie Pomorza Zachodniego ktoś rozpoznał Antoniego Teicherta vel Tajcherta i spowodował jego aresztowanie. Wiosną 1945r. został przywieziony do Opoczna. W Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Opocznie nie przeżył śledztwa. Krążyła legenda, że ukrył kosztowności z dolarami w Opocznie i zmuszano go, aby wskazał to miejsce. Takich nie posiadał i nie mógł okazać. Zapłacił życiem za okazywane sympatie do Narodu Polskiego. Ciało jego umęczone gdzieś 'cichcem' pochowano i trudno ustalić miejsce spoczynku. Panie świeć nad Jego Duszą! Polacy-Słowianie pamiętają zawsze o tym, iż Chrystus dla wszystkich jednakowo Zmartwychwstaje. I tam za stołem w polskich koszarach wojskowych wszyscy zgodnie zaśpiewali radosne Alleluja!


Opracował: Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej
sierż. sztab. Włodzimierz Koperkiewicz

Powrót na górę strony

 

wróć do GAWĘDA>>

<Zabytki> <Historia> <Zdjęcia> <Gawęda> <Żydzi> <Legendy> <Linki> <Autorzy>