Niemcy nie pozwalali na wszelakie formy życia religijnego w obozach jenieckich.
Jednak po klęsce pod Stalingradem, po niepowodzeniach na innych frontach zmienili
te rygory i złagodzili, gdyż wielu Niemców znalazło się za drutami obozów na
Zachodzie. W "Oflagach" i "Stalagach" znalazło się wielu
artystów plastyków, którzy tworząc w prymitywnym materiale tworzyli "Groby
Pańskie", które były arcydziełami. Z papieru, z kartonów budowano groby
Chrystusa przypominająca ten w Jerozolimie wykuty w skale. W jednym z obozów
jenieckich żołnierze polscy urządzili oryginalny "Grób Chrystusa, który
składał się z pryczy żołnierskiej, na której musieli spać żołnierze. Na niej
leżało umęczone Ciało Chrystusa wykonane z gipsu, gliny, cementu i pomysłowo
zakolorowane. Ciało Umęczonego Chrystusa było przykryte zwykłym żołnierskim
płaszczem podziurawionym kulami, z plamami krwi umierającego żołnierza. Ta prostota
grobu przemawiała bardzo plastycznie. Chwytała za serce i duszę oraz wyrażała
cierpienia żołnierskie i Narodu. Te Misteria często wizytowało miejscowe niemieckie
rzymskokatolickie duchowieństwo wyrażające podziw i uznanie dla polskiej twórczej
myśli religijnej. Niemcy w okupowanej Polsce wszystko rekwirowali. Łącznie z
żywnością. Oprócz stałych planowych rekwizycji zwanych "kontygentami"
były i doraźne. Na wsi panował głód, a jeszcze większy w miastach. Dla pracujących
tylko wprowadzano kartki żywnościowe z bardzo skromnym przydziałem małokalorycznym.
W związku z rabunkami polskiej żywności stoły świąteczne w domach były bardzo
ubogie. Nawet były wielkie trudności z zakupieniem jajek. Były trudności z wykonaniem
pisanek. Kolorowano je domowymi sposobami. Najczęściej gotując w łupinkach cebuli.
"Święcone" przynoszone do kościoła było bardzo skromne i symboliczne.
Ono również wyrażało biedę okupacyjną. Niemcy z terenów wcielonych do III Rzeszy
masowo wysiedlali Rodaków. Już w grudniu 1939r. przybyły pierwsze transporty
do stacji Opoczno. Tych nieszczęsnych wyrzucano z wagonów na peron i pozostawiano
bez opieki. Opocznianie przyjmowali ich do swoich domów. Byli biedni. Posiadali
tylko to, co mieli na sobie. W czasie upływu wojny więcej przybywało takich
bezdomnych Polaków i tak: z Jarocina przybyła liczna rodzina Wolińskich, z Poznańskiego
rodzina Mazurków /głowa rodziny pedagog/, z Poznania rodzina Poznańskich, z
Bydgoszczy rodzina Ciszewskich itp. Po upadku "Powstania Warszawskiego"
w 1944r. przybyły liczne rzesze bezdomnych Warszawiaków. Opocznianie również
podzielili się swoimi mieszkaniami. Przy stole wielkanocnym panował smutek były
i łzy i ból, gdyż wielu członków zginęło podczas "Polskiego Września"
l939r., wielu zamęczono w obozach i były zgłoszenia zgonów, wielu zastrzelono
w egzekucjach ulicznych /egzekucja rodziny Stelmachów w Opocznie pod ścianą
domu nr 50 przy ul. Piotrkowskiej/. Następnie wojenne losy wielu Opocznian były
nieznane. Następnie każda minuta życia w okupowanym Kraju była niepewna. Zewsząd
czyhało zagrożenie i utrata życia. Za wszystko grożono Polakowi śmiercią. Do
ubogich stołów Opocznianie zapraszali Rodaków pozbawionych swoich domów. Dzielono
się symbolicznie okruszkami jajeczka. Jedno musiało wystarczyć dla wielu oraz
to co udało się zgromadzić w chacie. Była to plastyczna lekcja Ewangelii św.
Była to lekcja miłości bliźniego w Chrystusie i to bardzo wymowna. Przy stole
wielkanocnym zawsze życzono sobie, aby następna Wielkanoc była obchodzona już
w wolnej Ojczyźnie. To było tylko nabożne życzenie. Po sześcioletnim oczekiwaniu
stare odeszło a przyszło nowe. Stare znaliśmy a nowe dopiero mieliśmy poznawać.
Okazało się ono również dla wielu, wielu niewysłowionym koszmarem i tragedią.
W czasie okupacji w dawnym prezbiterium kościoła św. Bartłomieja, a dziś Kaplicy
MBC urządzano "Grób Pański". Zasadniczą konstrukcję stanowił stary
ołtarz z 1880r. /zbud. w Krakowie/ o cechach delikatnego baroku i w II pół.
lat 50 naszego stulecia zastąpiony obecnym. Do budowy "Grobu Chrystusa"
wykorzystywano gotowe przedwojenne elementy i długo używano je po zakończeniu
działań wojennych. Była imitacja groty skalnej, do której wkładano Ciało Chrystusa,
wyżej znajdowała się panorama Golgoty z trzema krzyżami, mnóstwo kwiatów, które
wypożyczyli Opocznianie. Były nawet ptaki śpiewające umieszczone w klatkach
ozdobnych. Grób gromadził wiernych z miasta i okolicznych wsi. Naprzeciw "Grobu
Pańskiego", z boku po prawej stronie ustawiano starą szeroką i krótką ławę
pomalowaną na kolor brązowy i liczącą ponad 100 lat /dziś stoi na końcu nawy
głównej tuż przy kruchcie po lewej stronie pod filarem/. Na tej ławie przykrytej
"pasiakiem opoczyńskim" położono duży drewniany krzyż z "Pasją",
a obok srebrzystą dużą, okrągłą tacę. Urządzeniem tej Męki Pańskiej zajmował
się długoletni i bardzo oddany kościelny śp. Franciszek Zięba /zam. ul. Moniuszki
nr 26/. Osoby odwiedzające grób klękały przy tej oryginalnej "Męce Pańskiej".
całowały ukrzyżowanego Chrystusa i na tacę kładły ofiarę pieniężną, która była
przeznaczona na budowę kościoła /bryła architektoniczna była nie wykończona,
a wewnątrz rusztowania/. Przy grobie śpiewano pieśni wielkopostne do godziny
policyjnej /20.00/. Godzina policyjna obowiązywała do 6.00. Rezurekcja odbywała
się bardzo tłumnie, ale z opóźnieniem z uwagi na godzinę policyjną. W czasie
godziny policyjnej Niemcy posiadali prawo otwierania z broni ognia bez ostrzeżenia.
Tak zginął burmistrz Opoczna śp. Ignacy Zakrzewski. Podczas II Wojny Światowej
w Polsce i na terenie Ziemi Opoczyńskiej znaleźli się pod bronią żołnierze Armii
Węgierskiej. Niemcy próbowali ich nastawiać i wykorzystywać przeciwko Polakom.
Węgrzy nie przejawiali żadnej wrogości a jedynie manifestowali starą swoją przyjaźń
do Polaków. Podczas walk z partyzantami byli obecni Węgrzy. Oni bez jednego
wystrzału przepuszczali partyzanckie oddziały. Unikano walki. Zawsze rozchodzono
się bez walki. Nawet Węgrzy dostarczali uzbrojenie. Wielu z nich popełniało
dezercję powiększając szeregi partyzanckie. Niemcy przygotowując kwatery dla
żołnierzy węgierskich wyrzucali z domów na ulicę całe polskie rodziny. Węgrzy,
gdy dowiedzieli się odmawiali zajęcia tak przygotowanych kwater. Węgrzy byli
bardzo religijni i w każdą niedzielę i święta w szyku zwartym, w paradnych mundurach
maszerowali do Kościoła św. Bartłomieja. Dla nich była specjalna Msza św. o
godzinie 9.00. Uroczyście obchodzili Wielką Noc w kościele św. Bartłomieja.
Chłopcy w mundurach Armii Węgierskiej byli bardzo atrakcyjni i na Mszę św. o
godzinie 9.00 podążało dużo dziewcząt. Ta Msza św. była również prawdziwą rewią
mody okupacyjnej. Każda chciała i pragnęła być atrakcyjną. Śp. ks. prał. Władysław
Gąsiorowski denerwował się i apelował, aby dziewczęta nie przychodziły do kościoła
akurat na Mszę św. o godz. 9.00 a wybierały inne Msze św. Chęć podobania się
Węgrom była silniejsza od słów proboszcza. Hitler zabronił Niemcom bywać na
Mszy św. z Polakami, zabronił spowiadania się przed polskim duchownym. Duchowny
polski nie mógł spełniać żadnej posługi religijnej wobec Niemców. Tak samo nie
mogli duchowni Niemcy nieść swojej posługi Polakom. Niemcy ten rozkaz próbowali
rozciągnąć na armię węgierską. Węgrzy nie chcieli słuchać Mszy św. odprawianej
przez kapelana Wehrmachtu. Nie chcieli spowiadać się przed kapelanami Wehrmachtu,
którzy znali język Węgierski. Prosili o wszelkie posługi religijne polskich
księży. Na czas pobytu Węgrów w Opocznie mieszkał na "Plebani" zakonnik
"Ojciec Filipin" znający mowę węgierską. On spowiadał i głosił kazania
w języku ojczystym Węgrów. W "Dworku" Państwa Szymańskich w Ogonowicach
(nr 160) mieszkało grono pedagogiczne, wśród którego była śp. Sitkowska. Kwaterowali
też oficerowie węgierscy /sztab/. Oni urządzali z racji Świąt religijnych przyjęcia,
na które zapraszali grono pedagogiczne. Miła i przyjacielska atmosfera przy
stole wielkanocnym pozwalała zapominać o koszmarze okupacyjnym. Wśród oficerów
węgierskich wyróżniał się oficer, a w cywilu śpiewak z "Radia Węgierskiego"
w Budapeszcie. Często czynił użytek ze swojego pięknego tenorowego głosu. Na
każde rozpoczęcie uroczystości Węgrzy wstawali przy stole na baczność i wspominany
"śpiewak z Radia w Budapeszczie" Żygo Molnar śpiewał głośno w języku
polskim nasz hymn narodowy, "Boże coś Polskę..." i inne pieśni patriotyczne,
które okupant zabronił śpiewać. Potem śpiewano hymn węgierski i inne pieśni
patriotyczne z węgierskiego repertuaru. Tam gdzie przebywali Węgrzy nie odważyli
się wchodzić Niemcy. Węgrzy zawsze stawali w obronie Polaków. Ta obrona była
skuteczna. Takim wzruszającym przykładem m.in. jest i taki fakt, iż lotnicy
węgierscy odmówili bombardowania Warszawy w czasie działań powstańczych w 1944r.
W lasach na terenie Ziemi Opoczyńskiej podczas obławy na partyzantów polskich
Węgrzy zatrzymali żołnierza AK, kolejarza ze stacji Opoczno o nazwisku Bejm
/wysiedlony z Poznania/ Niemcy zażądali, aby go wydali żandarmerii. Węgrzy odmówili.
Powiedzieli Niemcom, aby poszli do lasu i tam jest ich dużo i mogą sobie pojmać.
Zatrzymali go tak długo dokąd groziło mu niebezpieczeństwo. Potem w Opocznie
w bezpiecznym miejscu (na ul. Partyzantów w pobliżu ul. Limanowskiego puszczono
go wolno. Wśród żołnierzy węgierskich było dużo z mieszanych rodzin polsko-węgierskich
z okresu Monarchii Austro-Węgierskiej. Było też i dużo Słowaków. Kontakty słowne
łatwe. W Ogonowicach w domu Państwa Rożejów pod nr 187 kwaterowali podoficerowie,
którzy nie ukrywali swojej niechęci do Niemców i wojny, do udziału w której
zostali zmuszeni. Z okazji Święta Wielkiej Nocy odwiedził ich generał węgierski.
Koło tegoż domu stała duża grupa Ogonowiczan. Generał piękną polszczyzną odezwał
się: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Co słychać u Was moi kochani
ludzie!" Wypytywał się o szczegóły życia okupacyjnego. Odjeżdżając życzył
wszystkiego najlepszego. Węgrzy Święta Wielkiej Nocy spędzali przy jednym stole
z Polakami. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w dniu 22.06.l94lr. Wehrmacht
stacjonował w dzisiejszej Szkole Podstawowej Nr 2 im. Kazimierza Wielkiego.
Przeciwlotnicy stacjonowali w Pałacu przy ul. Staromiejskiej 6 /dziś Urząd Miejski/.
Stacjonowali również przy Pl. Kilińskiego w "Kamienicy Żurowskiego"
/areszt dla oficerów/. Stacjonowali również i kapelani zarówno przynależni do
Kościoła Rzym. Kat. oraz do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Korzystali z
kościoła św. Bartłomieja, ale częściej korzystali z kościoła św. Marii Magdaleny
na cmentarzu w Opocznie. Do Mszy św. rzym. kat. służył syn kościelnego śp. Franciszka
Zięby. Korzystali z miejscowych szat liturgicznych i naczyń. Zachowywali się
przyjaźnie, tj. wobec Polaków.
Do ciekawości należy, iż kapelani
nosili mundury oficerskie Wehrmachtu bez naramienników ze stopniami wojskowymi.
Polacy nie znali tych mundurowych niemieckich subtelności i niechętnie do nich
się odnosili mając ich za oficerów Wehrmachtu a nie duchownych. Wśród tych rzym.
kat. kapelanów Wehrmachtu był młody Niemiec, który zaprzyjaźnił się z rodziną
kościelnego Franciszka Zięby i często po południu odwiedzał ich dom, a przy
okazji wypijano herbatę. W czasie wojny był to wyszukany przysmak. Idąc do Ziębów
pod nr 26 przy ul. Moniuszki omijał posesję przy tej samej ulicy oznaczoną nr
21, gdzie stacjonowała niemiecka żandarmeria polowa. Powiadał: "ich lepiej
omijać". Mieszkał nad Apteką przy Pl. Kościuszki. Przyjaźnił się z młodymi
księżmi z Fary św. Bartłomieja. Przeżył wojnę, gdyż do Par. Rzym. Kat. św. Bartłomieja
przychodziły jego listy z Niemiec będących pod okupacją aliancką. Święta zawsze
spędzał w rodzinie śp. Franciszka Zięby. Bardzo często na polskie Msze św. przychodził
do Fary św. Bartłomieja wysoki rangą oficer Wehrmachtu, który stacjonował w
dzisiejszym Gmachu Szkoły Podstawowej Nr 2 im. Kazimierza Wielkiego. Prosił
organistę śp. Bartuziego, aby dopuścił go do klawiatury prowizorycznego instrumentu
czasowo zainstalowanego na czas budowy bryły kościoła św. Bartłomieja /nowej/.
Cudownie odtwarzał utwory Bacha i Betovena. Był rozmiłowany w "fugach"
Bacha. Nie bał się zakazu Hitlera, który zabraniał mu bywać z Polakami na Mszy
św. Mówiono, że to "profesor ze szkoły muzycznej". Potem wyjechał
na front wschodni. I Opocznianie już nie mogli słuchać cudownej religijnej muzyki.
Niemiecki kapelan Wehrmachtu zawsze odprawiał Mszę św. z taką wielkopruską butą.
Nie była u niego zachowywana pokora ewangeliczna. To raziło Polaków będących
na tej Mszy św. W wspominanej Szkole Podstawowej Nr 2 stacjonował również bardzo
skromny i dobry żołnierz szeregowy Wehrmachtu. Był to zakonnik wcielony w czasie
wojny do wojska. Hitlerowscy oficerowie dokuczali mu i poniżali. W Święta i
niedziele przydzielali mu poniżające prace. Nawet rozładowywał z pokorą wielką
wagony kolejowe wypełnione węglem. Wolne chwile od służby i łaskawe ofiarowane
przez hitlerowców spędzał w kościele św. Bartłomieja odprawiając ciche Msze
św. Niósł swoją kapłańską posługę i Polakom. Przy ołtarzu zawsze był pełen pokory
ewangelicznej. I Mszę św. sprawowane przez tegoż niemieckiego zakonnika w mundurze
Wehrmachtu budowały duchowo Opocznian i podnosiły na duchu. Smutne Święta Wielkiej
Nocy przeżywał wraz z Polakami. Przyjaźnił się ze śp. Antonim Firkowskim, który
często służył do Mszy św. temuż Niemcowi. Potem zawsze mile wspominał tegoż
niemieckiego kapłana, który wyjechał na front wschodni i nie powrócił już do
Opoczna. Dzisiaj w Opocznie nikt nie pamięta tamtego czasu, grono Opocznian
tamtego okresu odchodzi systematycznie do Boga.
W pierwszym okresie wojny Niemcy
byli bardzo butni, ale po klęsce pod Stalingradem, po klęskach na frontach świata,
po silnych dywanowych bombardowaniach miast Niemieckich posmutnieli i poczęli
przeżywać osobiste tragedie i dramaty, gdyż całe rodziny ginęły w czasie bombardowań.
Wówczas szukali ciepła i przyjaźni w polskich domach a zwłaszcza kiedy zbliżały
się Święta Wielkiej Nocy. Przynosili trudne do zdobycia artykuły żywnościowe,
słodycze i prosili o wspólny świąteczny stół. Polacy nie zamykali się przed
nimi. Zasiadali oni razem do stołu i głośno zapłakali i przeklinali wojnę wraz
z Hitlerem. Żywo stoi w pamięci wzruszająca dla Niemców byłych żołnierzy Wehrmachtu,
którym przyszło spędzać Święta Wielkiej Nocy w niewoli w Krakowie.
Byli skoszarowani przy polskich
koszarach. Wykonywali dla polskiej jednostki wojskowej różne prace /krawiectwo,
zegarmistrzostwo itp./ Kiedy przyszły Święta Wielkiej Nocy polski kapelan wojskowy
poprosił żołnierzy polskich, aby do stołu przyjęli żołnierzy niemieckich bodących
w niewoli, a do niedawna wrogów. Prosił, aby podzielili się smakołykami świątecznymi,
święconym jajeczkiem. Dusza słowiańska jest prawdziwie chrześcijańska i szybko
zapomina doznane cierpienia i chętnie wybacza. Polscy żołnierze przyjęli ich
chętnie do stołu. Zrobiono takiego "przeplatańca". Wymieszały się
barwy mundurowe. Dzielono się jajkiem święconym i życzono wzajemnie zakończenia
wojny i powrotu do domu. Wówczas wszyscy Niemcy głośno zapłakali. Nie byli bowiem
przygotowani na takie prawdziwie chrześcijańskie, gesty. Oczekiwali od Polaków
zwanych w propagandzie "podludźmi" najgorszego a spotykało ich najlepsze.
I wszyscy w Dniu Zmartwychwstania Pańskiego tworzyli jedno Ciało Chrystusowe,
gdyż dla Boga nie ma nacji. Wszyscy jesteśmy Jego dziećmi. Na pewno żyją gdzieś
w Niemczech jeszcze pojedyncze osoby z Wehrmachtu, które przeżywały opisywaną
Wielką Noc w dniu 1 i 2. 04. 1945r. w Krakowie. Ta lekcja przebaczania i miłosierdzia
chrześcijańskiego na długo pozostała w pamięci właśnie wspominanych żołnierzy
Wehrmachtu. Przez 6 lat straszliwej niemieckiej okupacji w obozach jenieckich,
za drutami przebywało wielu żołnierzy Wojska Polskiego. Z okazji Świąt Wielkiej
Nocy Niemcy łaskawie pozwolili do obozów przysyłać niewielkie paczki świąteczne.
Żołnierze, których rodziny zamieszkiwały w Generalnej Guberni nawiązali korespondencję
i od rodzin otrzymywali skromne paczki świąteczne. Najgorzej żyło się "za
drutami" tym żołnierzom, którzy pochodzili z terenów wcielonych do III
Rzeszy, gdyż ich rodziny wysiedlono do Generalnej Guberni. Oni stali się bezdomni
i nie byli w stanie wysłać paczki żywnościowej. Podobnie żyło się żołnierzom
pochodzącym z Polskich Wschodnich Kresów /Podole, Lwowszczyzna, Wołyń, Polesie,
Wileńszczyzna itp./, gdyż na tych terenach przebywali Sowieci i zostały one
wcielone do ZSRR. Niemcy zlikwidowali wszystkie polskie organizacje społeczne,
a m. in. PCK. Pozwolono łaskawie, aby PCK funkcjonowało pod nazwą "Rady
Opiekuńczej". W Warszawie znajdowała się Główna "Rada Opiekuńcza",
a w Generalnej Guberni jej odpowiedniki. W Opocznie też istniała "Rada
Opiekuńcza" bardzo prężna i ofiarna. Przed Świętami w wielu domach przygotowywano
paczki świąteczne dla żołnierzy w obozach jenieckich. Suszono czarny chleb,
placki z mąki okupacyjnej, wkładano odrobinkę tłuszczów /smalec, margaryna,
masło, cebulę, czosnek, kilka cukierków/, list z kartą z życzeniami i zdjęcie
od osoby wysyłającej paczkę. Starano się, aby każdy żołnierz posiadał "MATECZKĘ
WOJENNĄ", która podtrzymywałaby go na duchu. Potem krążyła korespondencja.
A po wojnie często wynikiem tej wojennej korespondencji było owocem małżeństwo.
I w cieniu drutów obozowych też rodziła się miłość. Ona w każdej formie pochodzi
od Boga i nie zna granic, narodowości i religii. Wspaniały to Dar Boży. W moim
domu siostry: Maria, śp. Stanisława i śp. Helena również przygotowywały takie
paczki na podobieństwo innych domów opoczyńskich i polskich. Żywo stoi mi w
pamięci wydarzenia bardzo wzruszające do łez. Otóż rodzeństwo śp. Irena i Czesław
Figur z ul. Dworcowej /dawny nr 2/ włączyli się do akcji zbierania darów do
paczek dla żołnierzy Wojska Polskiego. Wędrowali wytrwale od domu do domu. Opocznianie
niewiele posiadali, ale dzielili się swoimi ostatkami. Śp. Irena i Czesław Figurowie
zawędrowali do niemieckiej restauracji dworcowej w Opocznie, którą prowadził
autentyczny Niemiec; Antoni Teichert vel Tajchert. Przyjął on bardzo życzliwie
rodzeństwo wspominane i polecił wydać z magazynu różne artykuły żywnościowe,
a m.in. 1 kg słoniny. W tamtym czasie był to wielki skarb, gdyż Niemcy pozbawili
Polaków wszelkich tłuszczów. Polacy zawsze chodzili głodni. Nikt nie znał uczucia
sytości. Nawet w święta. Antoni Teichert vel Tajchert posiadał dobre niemieckie
serce i tegoż nie krył. Niemcy często w pociągach przeprowadzali rewizje i aresztowania.
Zatrzymanych przyprowadzali do restauracji po opuszczeniu pociągu i raczyli
się alkoholami i dobrym jedzeniem, gdyż pasażerom pociągów rabowali żywność.
Zatrzymani Polacy w czasie ich biesiady musieli stać twarzą do ściany lub siedzieć
albo leżeć na podłodze kamiennej. Wówczas wspominany Niemiec - restaurator upijał
Niemców, poddawał lepsze jedzenie, proponował zwolnienie zatrzymanych Polaków
za dolary, gęsi, kaczki, jajka, masło itp. To były smakołyki bardzo łakome dla
Niemców, gdyż w "Reichu" był system kartkowy i nie mogli najadać się
do syta. Niemcy starali się dodatkowo organizować żywność i swoim rodzinom dostarczać
różnymi drogami. Często udawało się wykupić taką drogą aresztowanych. Syn wspominanego;
Radosław nie chciał służyć w Wehrmachcie i zbiegł do lasu. Został żołnierzem
AK. Drugi syn Henryk umieszczony w specjalnej wojskowej szkole niemieckiej zbiegł
na stronę Aliantów.
Po wojnie, na terenie Pomorza
Zachodniego ktoś rozpoznał Antoniego Teicherta vel Tajcherta i spowodował jego
aresztowanie. Wiosną 1945r. został przywieziony do Opoczna. W Powiatowym Urzędzie
Bezpieczeństwa Publicznego w Opocznie nie przeżył śledztwa. Krążyła legenda,
że ukrył kosztowności z dolarami w Opocznie i zmuszano go, aby wskazał to miejsce.
Takich nie posiadał i nie mógł okazać. Zapłacił życiem za okazywane sympatie
do Narodu Polskiego. Ciało jego umęczone gdzieś 'cichcem' pochowano i trudno
ustalić miejsce spoczynku. Panie świeć nad Jego Duszą! Polacy-Słowianie pamiętają
zawsze o tym, iż Chrystus dla wszystkich jednakowo Zmartwychwstaje. I tam za
stołem w polskich koszarach wojskowych wszyscy zgodnie zaśpiewali radosne Alleluja!
Opracował: Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej
sierż. sztab. Włodzimierz Koperkiewicz
<Zabytki> <Historia> <Zdjęcia> <Gawęda> <Żydzi> <Legendy> <Linki> <Autorzy>